proces wyborczy w usa
October 2, 2023. Reklama - Advertisement. Konsulat Generalny RP w Nowym Jorku informuje, że głosowanie w USA w wyborach do Sejmu RP i Senatu RP oraz referendum ogólnokrajowym odbędzie się w sobotę, 14 października 2023 r. między godz. 7:00 a 21:00. Warunkiem wzięcia udziału w wyborach i/lub referendum jest zapisanie się do spisu
Posiedzenie Komisji Nadzwyczajnej do spraw wyjaśnienia przypadków nielegalnej inwigilacji, ich wpływu na proces wyborczy w Rzeczypospolitej Polskiej oraz reformy służb specjalnych. Komisja wysłucha prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia.
Premier Mateusz Morawiecki i sekretarz stanu USA Mike Pompeo rozmawiali dziś w Warszawie m.in. o sytuacji, jaka obecnie panuje na Białorusi. Stanowisko polskiego rządu jest jasne: wybory
List of journal articles on the topic 'Proces wyborczy'. Scholarly publications with full text pdf download. Related research topic ideas.
Karze podlegają działania uderzające w proces wyborczy. I to surowej. Mowa np. o udzielaniu korzyści majątkowej, podawaniu alkoholu w zamian za określone głosowanie. Może też dojść do
Ou Rencontrer Des Hommes Riches A Montreal. Proces wyborczy przed wyborami prezydenckimi w USA – debaty w cieniu pandemii. Szanse kandydatówMaria Nowakowska6 listopada 2020 Analizy stdProces wyborczy przed wyborami prezydenckimi w USA – debaty w cieniu pandemii. Szanse kandydatówOpracowała: Maria Nowakowska[1], wybory prezydenckie są 59. w historii USA. Kampania trwa już półtora roku. Kandydatami na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki są Donald Trump z partii republikańskiej oraz Joe Biden z partii Trump jest amerykańskim przedsiębiorcą. Posiada międzynarodową sieć hoteli ,,Trump International Hotel and Tower”[2]. W trakcie kampanii zapowiedział że jeśli wygra, zapewni każdemu obywatelowi możliwość darmowego leczenia COVID-19[3], a także kolejne obniżki podatków. Popiera karę śmierci i prawo do posiadania broni, jest przeciwny aborcji. W sprawie gospodarki cieszy się większym poparciem obywateli niż drugi kandydat. Joe Biden przez osiem lat był wiceprezydentem za rządów Baraka Obamy. Podczas swojej kadencji pozyskał miano „prawdziwego przedstawiciela demokracji”. Obecnie zapowiada cofnięcie cięć podatkowych Trumpa. „Joe Biden chce przeznaczyć 400 mld dol. na federalne zakupy amerykańskich produktów, a kolejne 300 mld dol. na badania i rozwój. „Washington Post” nazywa jego propozycję „rodzajem gospodarczego nacjonalizmu” i wyzwaniem wobec agendy prezydenta Donalda Trumpa. Jest przeciwny karze śmierci, popiera wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych w sprawie Roe versus Wade, iż prawo do aborcji jest „fundamentalnym prawem konstytucyjnym” każdej kobiety. W kwestiach rasowych Amerykanie uważają, że Biden byłby lepszym przywódcą niż Trump[4].Zdjęcie 1. Demonstracja w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczObaj kandydaci w obecnej sytuacji pandemii prowadzili swoje kampanie w sposób bardzo zróżnicowany. Donald Trump przez cały czas bagatelizował sprawę związaną z COVID-19, organizował wiece i dopiero niecały miesiąc przed wyborami został odizolowany w Białym Domu z powodu koronawirusa, którym zakazili się jego współpracownicy. Trump zachorował i na trzy dni trafił do szpitala. Natomiast jego rywal obrał inną strategię: swoją kampanię prowadził głównie online, udzielał wywiadów i kontaktował się z wyborcami i współpracownikami ze swojego domu[5].Przeprowadzane debaty w tym roku miały zupełnie inny wymiar niż dotychczas. Z powodów pandemii koronawirusa został ograniczony kontakt osobisty. Kandydaci w tym roku nie podali sobie rąk. Pierwsza debata została nazwana jedną z najbardziej chaotycznych w historii. Kandydaci walczący o Biały Dom, przerywali sobie wzajemnie, spierali się w kwestii napięć społecznych oraz reakcji państwa na pandemię[6]. Druga, a tym samym ostatnia debata została podzielona na sześć 15-minutowych segmentów, mikrofony kandydatów były wyciszane, żeby nie przerywali sobie wzajemnie. Omawiane były tematy: walka z COVID-19, amerykańska rodzina, kwestie rasowe w USA, zmiany klimatyczne, bezpieczeństwo narodowe i przywództwo. Pandemia nie tylko zmieniła debaty, ale również dała możliwość wcześniejszego głosowania. Amerykanie mogą oddać głos korespondencyjnie – po otrzymaniu karty do głosowania mogą wysłać ją przed 3 listopada pocztą lub oddać w specjalnych punktach[7].Co, jeśli wygra Trump?Konsekwencje w EuropieJak donosi magazyn „New York Times”, europejscy analitycy i dyplomaci doszli do konsensusu, że reelekcja obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych wiąże się z drastyczną i potencjalnie trwałą zmianą w sprawach globalnych na całym świecie, na którą Europa jest nieprzygotowana. Sekretarz stanu Mike Pompeo, który został wysłany do Europejczyków z poleceniem uzyskania poparcia amerykańskiego przywództwa, napotkał się jednak na konferencji z brakiem jasnych deklaracji. Obawy Europy są tym większe, że Stany Zjednoczone mogą chcieć wycofać się z sojuszu NATO, który utrzymuje pokój w Europie od ponad 70 lat. Jednakże, jak zauważa „New York Times”, nie wszyscy w Europie są niezadowoleni z możliwej ponownej kadencji Donalda Trumpa. Jego najpewniejszymi i najsilniejszymi zwolennikami są mieszkańcy Europy Środkowej, którzy byli pod okupacją ZSRR[8].Zdjęcie 2. Widok na Trump International Hotel w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczKonsekwencje dla PolskiJako Polacy powinniśmy spodziewać się dobrych relacji w sprawach wojskowych. W kontekście rozwoju militarnego tych aspektach druga kadencja Donalda Trumpa będzie dla nas bardzo korzystna. Jak podaje tygodnik „Polityka”, powinniśmy jednak zastanowić się nad kwestiami praw człowieka – chodzi o wolności mediów. Polityka zagraniczna przy ponownym wyborze na prezydenta jest bardzo ważna, staje się priorytetem. Utrzymanie dobrych stosunków międzynarodowych będzie kluczowe dla D. Trumpa, arena międzynarodowa daje wiele możliwości na obustronny rozwój, dla Europy, Stanów Zjednoczonych – a w tym szczególnym przypadku, dla Polski[9] .Zdjęcie 3. Ambasada RP w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczCo, jeżeli wygra Biden?Konsekwencje dla świata, Europy i PolskiJak podaje „The Atlantic”, jeżeli Joe Biden wygra wybory i zostanie zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2020 r., stanie przed ogromną odpowiedzialnością. Będzie bowiem zobowiązany do odbudowania i zmiany Stanów Zjednoczonych według swojej wizji państwa po rządach Donalda Trumpa. Od lat republikanie i demokraci uważają, że rząd Stanów Zjednoczonych wymaga naprawy – republikanie twierdzą, że rząd jest nieefektywny, nieobliczalny. Jeżeli pandemia zostanie pokonana w najbliższym czasie, to Biden będzie musiał wykazać się mistrzowskim przeanalizowaniem sytuacji politycznej, wewnętrznej oraz uzupełnić dziury w budżecie po wielkim kryzysie, który nastał przez COVID-19[10]. Europa widzi w Joe Bidenie kandydata, który będzie w stanie wziąć odpowiedzialność na swoje barki i naprawić relacje międzynarodowe Stanów Zjednoczonych oraz zaprowadzić stabilizację, którą naruszył obecny prezydent. Współpracownicy Bidena często odnoszą się do Polski i o Polsce w swoich wystąpieniach. Jak podaje „Polityka”, Mike Carpenter stara się uspokoić niepokój Polaków, nawołuje do zastanowienia się nad kwestiami równouprawnienia, praworządności, sądownictwa i wolności mediów. Od strony bezpieczeństwa i obrony Mike Carpenter w imieniu Joe Bidena zapowiada kontynuację, nie wyklucza także ich Biden prowadził w sondażach[11]. W wyborach na prezydenta USA ważne jest jednak to, jak kształtuje się ich poparcie na poziomie stanów. Każdy kandydat dysponuje określoną liczbą głosów w tzw. Kolegium Elektorskim, gdzie dokonuje się faktyczny wybór prezydenta. Jest więc możliwe, że w skali kraju dany kandydat otrzyma więcej głosów obywateli, ale rozłożą się one w stanach w ten sposób, że otrzyma mniej głosów elektorskich, a co za tym idzie, przegra wybory[12].[1] Materiał opracowany we współpracy ze studentami kierunku Analityka Bezpieczeństwa Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gnieźnie.[2] Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2020 roku,,,Wikipedia”, ( E. Kolecka, Wybory w USA. Donald Trump obiecuje Amerykanom bezpłatne leczenie COVID-19,,,o2”, oraz ( I. Maj, Trump kontra Biden. Jakie programy mają kandydaci na prezydenta USA?,,,Radio Zet” ( M. Bellon, To będą najdziwniejsze wybory prezydenckie we współczesnej historii USA,,,Business Insider”, ( Trump kontra Biden: Debata bez podania ręki. Przez epidemię,,,Rzeczpospolita”, ( Debata Trump-Biden: Kandydatom będą wyłączane mikrofony,,,Rzeczpospolita”, ( S. Erlanger, What if Trump Wins? Europeans Fear a More Permament Shift Against Them, „New York Times”, ( M. Świerczyński, Trump czy Biden? Co z tego wyniknie dla świata i Polski?, „ ( T. Wright, If Biden Wins, He’ll Have to Put The World Back Together, „The Atlantic”, ( Wybory 2020 w USA. Jakie szanse po debacie ma Joe Biden? Sondaż dla BBC ,,o2″, M. Kucharczyk, Trump odrabia część strat w sondażach, ale nadal dużo mu brakuje,
Zobacz w dziale: STREFA WIEDZY Afghanistan – the current political, economic and security situation Studenci Analityki Bezpieczeństwa Akademia Nauk Stosowanych w Praca zbiorowa studentów I roku Analityki Bezpieczeństwa Państwowej Szkoły Wyższej w Gnieźnie (Akademii Nauk Stosowanych w Gnieźnie), pod W czwartek 21 kwietnia 2022 r. w Afganistanie doszło do zamachu bombowego w północnej prowincji Balkh[1]. Po dokonaniu inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę 24 lutego 2022 r. cały świat zachodni, a zwłaszcza We wtorek 3 maja 2022 r. islamscy rebelianci zaatakowali wioskę Kautukari w rejonie Chibok w północno-wschodnim
– Szanse Trumpa na sukces protestów są iluzoryczne. Różnice między nim a Bidenem, na korzyść kandydata Demokratów nawet w takich stanach jak Arizona, Wisconsin, Michigan, Newada i Pensylwania są zbyt duże żeby ponowne przeliczanie mogło cokolwiek zmienić – mówi portalowi amerykanista Artur Wróblewski. Wiele osób dziwi się, że w USA liczenie głosów po wyborach prezydenckich trwa tak długo. Czy faktycznie powinno to dziwić? Artur Wróblewski: Długie liczenie głosów w wyborach prezydenckich w USA nie jest niczym nadzwyczajnym. Warto pamiętać, że bez względu na tegoroczne zamieszanie, proces wybierania prezydenta jest rozciągnięty w czasie. Amerykanie głosują w listopadowy wtorek po pierwszym poniedziałku, wybierając elektorów przypisanych do danego kandydata i dopiero to elektorzy wybierają prezydenta w grudniowy poniedziałek po drugiej środzie, dopełniając tym samym formalności. Żeby tak jednak się stało, stanowi gubernatorzy muszą potwierdzić wyniki wyborów przedstawiając specjalne certyfikaty, na co maja czas do ok. 11 grudnia, chociaż w wypadkach klarownych, kiedy nikt nie kwestionuje wyniku wyborów, może się to wydarzyć już kilka dni po wyborach. Załóżmy, że wynik został potwierdzony i wybory przebiegły prawidłowo. Co dalej? Po potwierdzeniu wyniku i prawidłowego przebiegu wyborów elektorzy zbiorą się w stolicach swoich stanów w poniedziałek po drugiej środzie grudnia, żeby zagłosować, co tylko potwierdzi wolę wyborców z 3 listopada. Głosy elektorów muszą wtedy dotrzeć do Waszyngtonu w ciągu 9 dni, czyli do 23 grudnia. 6 stycznia Kongres na wspólnym posiedzeniu obu izb uroczyście potwierdzi prawidłowość wyborów i ich wynik, a 20 stycznia w południe prezydent złoży przysięgę. Czyli wychodzi na to, że proces wyborczy jednak trwa długo? Tak. Cały proces wyborczy w USA trwa ponad 2 miesiące. W tym roku zamieszanie wywołane jest kwestionowaniem poprawności wyborów z powodu rzekomego głosowania dwa razy przez osoby nieuprawnione, przyjmowania głosów korespondencyjnych już po dacie wyborów tj. po 3 listopada. Prawnicy prezydenta Trumpa domagają się ponownego przeliczenia głosów i odrzucenia tych które przyszły po dacie wyborów. Pytanie, czy protesty przyniosą oczekiwany rezultat? Szanse Trumpa na sukces protestów są iluzoryczne. Dlaczego? Różnice między nim a Bidenem, na korzyść kandydata Demokratów nawet w takich stanach jak Arizona, Wisconsin, Michigan, Newada i Pensylwania są zbyt duże, żeby ponowne przeliczanie mogło cokolwiek zmienić. W ciągu ostatnich 20 lat w USA przeliczano wyniki ponad 30 razy i tylko w ok. dwóch przypadkach były jakieś nieprawidłowości, które wpłynęły na ostateczny rezultat. Jednak nigdy nie miało to miejsca w wyborach prezydenckich. Warto również pamiętać, że aby zarządzić ponowne liczenie na wniosek niezadowolonego kandydata maszu być spełnione pewne przesłanki. Jakie? Na przykład w Arizonie różnica miedzy kandydatami nie może być większa niż 0,1 procent. W chwili obecnej jest to jednak ok. 0,3 procent. A co z głosami korespondencyjnymi? Jeśli chodzi o kwestionowanie legalności głosów korespondencyjnych, które wpłynęły już po 3 listopada, to również tutaj drużyna Trumpa może mieć problem. Warto pamiętać, że federalny Sąd Najwyższy USA miał okazje już wypowiedzieć się w tej kwestii w październiku przed wyborami, ale nie skorzystał z okazji. Czytaj też:USA: Udowodniono pierwsze oszustwo wyborcze
Hakerzy ingerowali w proces wyborczy USA? Eksperci odpowiadają Amerykański system oddawania głosów ma słabe punkty, które, choć wydaje się to mało prawdopodobne, mogą zostać wykorzystane przez hakerów do zmanipulowania wyników wyborów prezydenckich - oceniają eksperci ds. bezpieczeństwa cybernetycznego. Cyberbezpieczeństwo stało się jednym z ważniejszych tematów kampanii wyborczej poprzedzającej wtorkowe głosowanie. Szczególnie Demokraci wykorzystywali temat "rosyjskich hakerów" do ataków na kandydata Partii Republikańskiej Donalda Trumpa, który zdaniem jego konkurentki, Hillary Clinton, był beneficjentem działań Rosjan w cyberprzestrzeni. Sam Trump mówił też o możliwości "ustawienia" wyborów. Wielu komentatorów wyrażało obawy, że hakerzy mogą próbować wpłynąć na wynik samego głosowania albo próbować zakłócić przebieg elekcji. "Po jednych z najbardziej kontrowersyjnych wyborów prezydenckich z 2000 roku, kiedy zaistniały problemy z liczeniem głosów, Amerykanie bardzo intensywnie zaczęli stosować elektroniczne systemy do głosowania. Jednak niestety systemy te nie zawsze są w pełni zabezpieczone i dziś mogą stać się najbardziej newralgicznym elementem wyborów. Przestarzałe systemy, często niewystarczająco zabezpieczone, mogą paść ofiarą cyberataków, co w konsekwencji może doprowadzić do manipulacji wynikami wyborów. Nie wszędzie w USA stosuje się papierowe zabezpieczenie głosów. Przy niewielkiej różnicy między kandydatami, na którą się zanosi, może to mieć kolosalne konsekwencje" – powiedziała ekspertka ds. cyberbezpieczeństwa Instytutu Kościuszki Joanna Świątkowska. Jak podawał amerykański tygodnik "Time", powołując się na dane z 2012 roku - prawie 40 mln (ok. 22 proc.) Amerykanów będzie mogło oddać swój głos za pośrednictwem elektronicznych maszyn do głosowania. Według tygodnika wiele z tych urządzeń ma ponad 10 lat i brakuje w nich podstawowych narzędzi do ochrony cybernetycznej. Tylko niecałe 8 proc. z głosujących będzie mogło skorzystać z urządzeń elektronicznych, które drukują papierowe potwierdzenie pokazujące, kogo wyborca poparł. Mimo tego z tych samych danych wynika, że prawie 71 proc. ze wszystkich uprawnionych do głosowania będzie wybierało swego kandydata wypełniając papierowe karty do głosowania - czy to w punktach wyborczych, czy za pośrednictwem poczty. "Mimo że wydaje się to sprzeczne z intuicją, to jednak technologia papierowa dobrze się sprawdza podczas wyborów. (...) Nie można zhakować kartki papieru. Wyborcy zaznaczają swój wybór, mogą go sprawdzić, a potem taki głos jest zbierany i może być ponownie zbadany" - mówiła tygodnikowi "Time" szefowa organizacji monitorującej wybory Zweryfikowane Głosowanie Pamela Smith. Jak podkreśla "Time", jeżeli któraś z tych elektronicznych maszyn zostanie zhakowana lub ulegnie awarii, to pojawi się podstawa do podważenia wyników wyborczych. Najgorsza sytuacja jest w stanach Luizjana, Georgia, Karolina Płd., Delaware i New Jersey - w których najwolniej wprowadzano unowocześnienia w systemie głosowania. Jak dodaje tygodnik, z 750 hrabstw, w których są tylko elektroniczne maszyny do głosowania (bez papierowego potwierdzenia), większość uznawana jest za obszar, na którym popularnością cieszą się Republikanie. Natomiast w większości z ponad 1,9 tys. hrabstw z "papierowym" systemem głosowania wyborcy opowiadają się głównie za Demokratami - dodaje tygodnik. "Paradoksalnie jednak gdy liczba głosów oddanych na obu kandydatów będzie zbliżona, nie musi dojść do realnego ataku, by doprowadzić do chaosu. Wystarczy, że jakiś podmiot zewnętrzny oświadczy, że udało mu się dokonać ataku, lub też przegrany kandydat zasugeruje, że wybory zostały zhakowane, a wynik będzie nieważny. Informacja taka szybko może zostać rozpowszechniona, a w ślad za tym pójdzie mobilizacja na portalach społecznościowych i w konsekwencji wyniki wyborów zostaną podważone, pojawią się groźby ich nieuznania. To bardzo realny scenariusz i polityczna amunicja, która może być wykorzystana przez różne podmioty" - dodała Świątkowska. Wymieniając potencjalnych agresorów, wskazała na "siły zewnętrzne, których celem jest destabilizacja wewnętrzna USA, obniżenie jej pozycji międzynarodowej (przez zdyskredytowanie lidera), a szerzej podważenie wartości demokratycznych". Ekspertka Instytutu Kościuszki dodała, że taka sytuacja może być też wykorzystana przez kandydata, który przegra wybory i "nie będzie chciał dopuścić do wygranej przeciwnika, będzie dążył do obniżenia jego legitymizacji społecznej". "Jest to scenariusz, który może się ziścić, szczególnie że wątki związane z cyberbezpieczeństwem przenikały całą kampanię i przez obie strony, zarówno przez Hillary Clinton, jak i przez Donalda Trumpa były wykorzystywane do walki politycznej. Teraz ta taktyka może okazać się bronią obosieczną – przy niskiej przewadze ktokolwiek wygra, nie może czuć się pewnie. Wątek cyberbezpieczeństwa może powrócić i zagrać główną rolę w ostatnim akcie wyborczym" - dodała rozmówczyni. "Time" podkreśla jednak, że żaden ze stanów nie korzysta z maszyn do głosowania, które są podłączone bezpośrednio do internetu. Jednak amerykański Instytut dla Infrastruktury Krytycznej zwraca uwagę, że mając bezpośredni dostęp do tych urządzeń, można z łatwością wgrać im nowe oprogramowanie, które zmieni sposób liczenia głosów lub sposób, w jaki będą grupowane w tabelach. Eksperci zwracają też uwagę na inne słabe punkty, takie jak sieci cyfrowe, przez które przesyłane są wyniki z różnych okręgów - mówił ekspert ds. bezpieczeństwa w firmie Cylance Malcolm Harkins. - Jeżeli spojrzeć na wiele z tych problemów, można powiedzieć o małym prawdopodobieństwie (ataku), ale też o poważnych konsekwencjach. Dlatego jeżeli powstaje pytanie „Czy to możliwe?”, odpowiedź brzmi: ”Zdecydowanie tak”- podkreślił. W rozmowie z tygodnikiem "Time" członek amerykańskiej komisji wspierania przy organizacji wyborów (EAC) Tom Hicks zapewniał, że wszelkie zagrożenia są bardzo poważnie traktowane przez władze. Podkreślił jednak, że jednak z perspektywy cyberbezpieczeństwa wtorkowe głosowanie może być mniej podatne na manipulacje niż to miało miejsce w latach 2008 i 2012. "Procedura głosowania jest bezpieczniejsza niż kiedykolwiek" - dodał. Władze USA podejrzewają rosyjskich hakerów o przeprowadzenie ujawnionego w lipcu ataku na Komitet ds. kampanii wyborczych Demokratów (DCCC). Wcześniej ujawniono także ataki na sztab odpowiadający za kampanię demokratycznej kandydatki do Białego Domu Hillary Clinton. W sierpniu podano, że FBI ma dowody, że zagraniczni hakerzy dostali się do baz danych dwóch stanowych systemów wyborczych w USA: w Arizonie i Illinois. W stanie Illinois władze zmuszone były zamknąć system rejestracji wyborców na dziesięć dni pod koniec lipca, gdy wyszło na jaw, że hakerzy ukradli dane nawet 200 tys. osób. W przypadku Arizony atak miał bardziej ograniczony zasięg - złośliwe oprogramowanie hakerów pokonało istniejące zabezpieczenia, ale nie udało im się załadować żadnych danych. W tym samym miesiącu wydział FBI ds. cybernetycznych wydał ostrzeżenie kierowane do osób odpowiedzialnych za przeprowadzenie wyborów o konieczności zwiększenia środków zabezpieczających ich systemy komputerowe Czytaj też: Raport: Najbliższe wybory w USA wygrają hakerzy
W tych wyborach prezydenckich stawka jest wyjątkowo wysoka, a napięcie już dawno sięgnęło zenitu Według wielu Amerykanów te wybory zdecydują nie tylko o losach ich kraju, ale i o globalnej pozycji Stanów Zjednoczonych. Zwolennicy Bidena mają nadzieję, że po jego wygranej USA zrehabilitują się w oczach społeczności międzynarodowej Demokraci mają jednak sporą traumę po niespodziewanej – przez nich – przegranej w 2016 roku Republikanie stoją twardo za Trumpem i straszą, że jeśli ten przegra, Ameryka pogrąży się w totalnym chaosie Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Donald Trump walczący o reelekcję oraz Joe Biden, człowiek, który chce sprawić, by były biznesmen i gwiazda reality show, zakończył swoją burzliwą, obfitującą w skandale karierę polityczną po czterech latach, już w tym momencie walczą ze sobą o głosy Amerykanów. Wybory odbędą się 3 listopada, ale w niektórych stanach głosowanie korespondencyjne już wystartowało. Na niecały miesiąc przed wyborami Trump jest odizolowany w Białym Domu z powodu koronawirusa, którym zarażonych jest też kilkunastu jego współpracowników, w tym rzecznik prasowa oraz najbliżsi doradcy oraz pracownicy spoza administracji zatrudnieni w Białym Domu. Według wyliczeń amerykańskiej prasy to łącznie ok. 30 osób. Demokraci mają traumę po poprzednich wyborach W sondażach Joe Biden ma od miesięcy przewagę nad Trumpem. Nawet o kilka punktów procentowych większą niż miała na tym etapie Hillary Clinton. Pamiętajmy, że w drodze do Białego Domu kluczowe są wygrane w tzw. swing states. W tym roku za decydujące o prezydenturze uznaje się Florydę, Michigan, Ohio, Wisconsin i Pensylwanię. We wszystkich tych stanach lekkim faworytem bukmacherów oraz większości sondaży jest Joe Biden. Mimo to demokraci nie otwierają szampana i wcale nie są przekonani, że wygraną mają w kieszeni. Wybory z 2016 roku wciąż pozostają dla nich traumą. Pokazały, że można wystawić kandydatkę z ogromnym doświadczeniem i zapleczem politycznym, wygrywać w sondażach, zdobyć więcej głosów obywateli, a mimo to przegrać wybory (przypomnijmy, że Clinton – choć zdobyła o 2,9 mln głosów więcej niż Trump, to przegrała starcie o głosy elektorskie, a system wyborczy w USA powoduje, że to one są najważniejsze; demokratka zdobyła 227 głosów elektorów, a Trump 304). Czytaj także w BUSINESS INSIDER Ta kampania i te wybory są wyjątkowe z kilku powodów. Po pierwsze: cały świat, w tym Stany Zjednoczone, walczy z epidemią, która zdarza się raz na sto lat. W dodatku jednym z zakażonych – na miesiąc przed wyborami – okazał się prezydent ubiegający się o reelekcję. Prezydent, który od miesięcy bagatelizował fatalną sytuację swojego kraju i robił wszystko, by w kampanii ten niewygodny dla siebie temat zamieść pod dywan, został zarażony, a następnie trafił na trzy dni do szpitala. Epidemia, ponad 200 tysięcy zgonów w USA i porażki w walce z koronawirusem stały się znów tematem numerem jeden. Zaplanowane wcześniej aktywności Trumpa zostały wstrzymane, a na kampanijny szlak został rzucony wiceprezydent Mike Pence. Nie wiadomo, czy Donald Trump w kolejnych tygodniach pojawi się na tak uwielbianych przez niego wiecach. Ponadto druga debata prezydencka między Donaldem Trumpem i Joe Bidenem, pierwotnie zaplanowana na 15 października, została odwołana. Cała kampania odbiega od tego, do czego przyzwyczajeni są Amerykanie. Rywal Trumpa – Joe Biden – przez wiele miesięcy prowadził ją głównie online, za co był non stop atakowany przez republikanów. Udzielał wywiadów, kontaktował się z wyborcami i współpracownikami ze swojego domu, ale nie organizował wieców, a teraz – jeśli spotyka się z wyborcami – to nadal w reżimie sanitarnym, w niewielkich grupach, z zachowaniem fizycznej odległości i zawsze w maskach. | Alex Wong / Staff / Getty Images | Drew Angerer / Staff / Getty Images To duży kontrast w porównaniu do wieców Donalda Trumpa, które były (do momentu, w którym Trump je organizował) liczne. Ale i republikanie zmienili nieco podejście w ostatnim czasie. Jeszcze w połowie września jeden z wieców został zorganizowany w zamkniętej hali, ale ostatnio obywały się one głównie na powietrzu. | Stephen Maturen / Stringer / Getty Images Prezydenckie kampanie wyborcze w USA zazwyczaj wyglądają inaczej – obaj kandydaci organizują wielkie wiece, będące prawdziwymi politycznymi spektaklami. Spotykają się z ludźmi, pozują do zdjęć, ściskają wyciągnięte dłonie i tulą dzieci, z którymi na spotkania przychodzą wyborcy. Ich wolontariusze w tym czasie chodzą od domu do domu, pukając w drzwi potencjalnych wyborców i namawiają ich do oddania głosów na swojego kandydata. Epidemia to znacząco ograniczyła. Republikanie przeciw Trumpowi Kolejna kwestia, która odróżnia te wybory od innych, to fakt, że Donald Trump nie walczy w nich jedynie z przeciwnikami z drugiej strony politycznej barykady. Kampanię przeciw jego reelekcji prowadzi też grupa republikanów, która już w poprzednich wyborach nie wyobrażała sobie Trumpa na stanowisku prezydenta. Wymierzona w niego kampania ich autorstwa jest zacięta, intensywna, ostra. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych – choć nie jedyną – grupą republikańskich przeciwników reelekcji jest Project Lincoln. Ta grupa, złożona z dyrektora kampanii wyborczej George Busha oraz specjalisty od komunikacji i PR-u, który pracował z Arnoldem Schwarzeneggerem i Johnem McCainem, masowo wręcz tworzy negatywne reklamy uderzające w Trumpa, przedstawiające jego prezydenturę jako całkowitą porażkę, a jego samego jako człowieka słabego, nieuczciwego, skorumpowanego, niegodnego najwyższego stanowiska kraju. Republikanie z Projektu Lincoln wydają się nie mieć żadnych zahamowań i w przeciwieństwie do oficjalnej kampanii prowadzonej przez sztab Bidena, nie są ograniczeni żadnym decorum. Krytykują, punktują, a czasem kpią, jak tutaj: "To będzie oszustwo, jakiego nie widzieliście" W tym roku na większą skalę niż zwykle Amerykanie dostają też możliwość oddania głosu korespondencyjnie – po otrzymaniu karty do głosowania mogą wysłać ją przed 3 listopada pocztą lub oddać w specjalnych punktach. Oczywiście mają też możliwość oddania głosu tradycyjnie w lokalach wyborczych 3 listopada. Zasady głosowania różnią się w poszczególnych stanach. W wielu głos można oddać wcześnie, przed oficjalnym i ostatecznym dniem wyborów. W tym roku jest to o tyle ważne, że jest to forma pozwalająca na udział w wyborach osobom z grup ryzyka i wszystkim tym, które chcą zminimalizować ryzyko zarażenia się wirusem. | Caroline Brehman / Getty Images Jednak rozszerzenie możliwości oddania głosu korespondencyjnie zdecydowanie nie podoba się Donaldowi Trumpowi. Od wielu miesięcy twierdzi on, że takie głosowanie w większej skali zwiększa ryzyko manipulacji i sfałszowania wyników wyborów. Więcej – prezydent walczący o reelekcję uważa, że tegoroczne wybory będą najbardziej skorumpowanymi w amerykańskiej historii. Nie chce zapewnić, że gdyby je przegrał, uzna ten wynik i pozwoli na spokojne przekazanie władzy swojemu politycznemu konkurentowi. "To będzie oszustwo na skalę, jakiej nigdy nie widzieliście", "To będzie najbrudniejsza walka ze wszystkich", "Szykuje się wyborcza porażka naszych czasów. Karty do głosowania wysyłane pocztą doprowadzą do tego, że wybory będą sfałszowane", "Miliony kart do głosowania (wysyłanych pocztą) zostanie wydrukowanych przez obce kraje. To będzie skandal naszych czasów" – to tylko kilka wypowiedzi z ostatnich tygodni i miesięcy, które wygłosił lub opublikował na Twitterze Donald Trump. Podczas pierwszej debaty prezydenckiej, zapytany o to, czy zaakceptuje rezultat wyborów niezależnie od tego, kto je wygra, nie potrafił tego zagwarantować. Komentatorzy za oceanem, zastanawiają się, czy faktycznie chce w Sądzie Najwyższym powalczyć o wynik w sytuacji, gdy dostanie mniej głosów, czy jedynie wysyła sygnały o niemal pewnym oszustwie, by po ewentualnej przegranej móc przekonywać własnych wyborców, że odniósł porażkę wyłącznie dlatego, że cały proces był nieuczciwy. W takiej oto atmosferze odbędą się te wybory. Donald Trump robi wiele, by zasiać niepewność co do samego głosowania oraz jego wyniku, czym dodatkowo podgrzewa i tak rozgrzaną do granic możliwości atmosferę. Namawia np. swoich zwolenników, by w dniu wyborów wystąpili w roli samozwańczych obserwatorów i mieli oko na to, co dzieje się w lokalach wyborczych. "Zachęcam ich, by szli do lokali i obserwowali bardzo uważnie. Nalegam, by to robili" – powiedział prezydent w czasie debaty, zapytany przez prowadzącego, czy namówi popierających go ludzi to tego, by zachowali spokój na czas oddawania i liczenia głosów i nie prowokowali zamieszek. I tu warto spojrzeć na kontekst, w jakim padła ta wypowiedź. W latach 80. sąd zakazał sięgania po metody onieśmielania czy zastraszania wyborców, w tym angażowania obserwatorów mających przy sobie broń. Wydał z tej okazji specjalny dekret po tym, jak z inicjatywy republikanów do takiej sytuacji doszło w stanie New Jersey podczas wyborów na gubernatora stanu. Jednak ów dekret utracił moc dwa lata temu i w 2020 r. żadna ze stron nie musi się już do niego stosować. Stany Zjednoczone – jak wiele krajów demokratycznych – akceptują oczywiście obserwatorów wyborów, tę kwestię regulują odpowiednie przepisy, różniące się nieco w zależności od stanu. Mało tego, w dniu wyborów zwolennicy obu kandydatów mogą przebywać przed lokalami wyborczymi z transparentami czy banerami – jak blisko i jakie aktywności są dopuszczalne, to też regulują stanowe przepisy. Gdy oddanie głosu nie jest łatwe, o błędy nietrudno Przy temacie głosowania warto nadmienić, że Amerykańskie procedury wyborcze wcale nie ułatwiają udziału w wyborach. Sposób ich organizacji również, a tu znów trzeba pamiętać, że każdy stan ma własne zasady. Wybory odbywają się zawsze w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada, zatem każdy, kto chce oddać głos, musi to zrobić przed pracą, po niej lub wziąć z tej okazji urlop. W wielu miejscach długie kolejki przed lokalami to standard. Każdy, kto chce zagłosować, musi się uprzednio zarejestrować, nie można po prostu pojawić się w lokalu i zażądać karty do głosowania (rejestracji wymagają wszystkie stany oprócz Dakoty Północnej). Czas na zarejestrowanie różni się w zależności od stanu – w niektórych można to zrobić najpóźniej na miesiąc przed wyborami, w innych najpóźniej na 15 dni przed. | Joe Raedle / Getty Images Różne są też zasady głosowania korespondencyjnego i tutaj dochodzimy do sedna sprawy – ponieważ system jest skomplikowany, a nawet mały błąd popełniony na którymś etapie procedury (zamawiania karty do głosowania, wypełniania jej, dotrzymania terminów, oddania) może sprawić, że część głosów zostanie odrzucona z powodów formalnych – a więc nie wszystkie zostaną policzone i uznane za ważne – może to nasilić protesty. Przerabialiśmy to w Polsce przy wyborach czerwcowych, w których Polacy również mogli głosować korespondencyjnie. Przy tak ogromnym przedsięwzięciu, jakim są wybory, zdarzają się pomyłki i błędy, które wcale nie muszą świadczyć o złych intencjach czy wręcz celowej próbie ich zafałszowania. Ale jeśli się przytrafią, to można je wykorzystać do walki politycznej lub do głoszenia teorii o oszustwie wyborczym. W Stanach Zjednoczonych od lat obywatele mają możliwość głosowania korespondencyjnego, to długa tradycja sięgająca wojny secesyjnej. W tym roku – z powodu epidemii – takie głosowanie odbywa się na znacznie większą skalę | Mario Tama / Getty Images Z głosowaniem korespondencyjnym wiąże się też jeszcze jedna – kluczowa kwestia – Amerykanie nie poznają wyniku starcia Trump-Biden w dniu wyborów. Z powodów wspomnianych wyżej – w różnych stanach obowiązują różne zasady oddawania głosów i ich liczenia. Na Florydzie na przykład – kluczowym stanie, jeśli chodzi o wynik – tamtejsze prawo daje lokalnym urzędnikom organizującym wybory kilka dni na policzenie głosów i poinformowanie o wyniku oraz ewentualne wyjaśnienie wątpliwości wyborców. Ostateczne wyniki Floryda musi znać maksymalnie 12. dnia po wyborach. Bardzo mało prawdopodobne jest jednak, by temu stanowi liczenie głosów zajęło aż tak długo, władze zapewniają, że zrobią to sprawnie i żadnych opóźnień nie będzie. Tamtejsze prawo zezwala na rozpoczęcie liczenia głosów korespondencyjnych jeszcze przed dniem wyborów i zapewne tak się stanie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że ponad 5 milionów mieszkańców tego stanu zgłosiło chęć głosowania na odległość. Do wariantu, w którym wyniki wyborów nie są znane 3 listopada, przygotowują się stacje telewizyjne i sztaby kandydatów, ale amerykańscy wyborcy nie są do takiej sytuacji przyzwyczajeni. Jeśli wygra Donald Trump, nie nastąpi nic niestandardowego – Joe Biden zapowiedział, że uzna wynik wyborów. Jeśli jednak Trump przegra, okres po wyborach aż do stycznia 2021 roku, gdy zaprzysiężony powinien być nowy mieszkaniec Białego Domu, może być bardzo gorący.
proces wyborczy w usa